A gdzie będzie plac zabaw? Wszędzie!
Bardzo lubię warsztaty charrette. To chyba najbardziej zrównoważona metoda konsultacji, pozwalająca podczas wspólnych spotkań warsztatowych usłyszeć potrzeby wielu interesariuszy. I bardzo lubię pracownię projektową Mycielski Architecture and Urbanism (MAU), która jest ich prekursorem w Polsce. Do tego tęsknię za wspomnieniem placu Teatralnego w Warszawie, z którego w 2016 roku z okazji Dni Muzyki na kilka dni zniknęły samochody (teraz jest dużym parkingiem), a przestrzeń zapełniła się zielenią i ludźmi (zdjęcie powyżej). Dlatego, kiedy te trzy elementy spotkały się i przeczytałam, że na zlecenie miasta MAU organizuje na placu warsztaty charrette, wiedziałam, że chcę w nich uczestniczyć.
Na pierwszym spotkaniu warsztatowym było kilkoro dzieci, towarzyszyły dorosłym. Na ich widok szef MAU, z którym znamy się od lat, zażartował: „Beata, ty pracujesz z dziećmi. Może poprowadzisz stół dziecięcy?”. I tak, zupełnie niespodziewanie, z uczestniczki zostałam moderatorką stolika dziecięcego podczas warsztatów „Jaki plac Teatralny?”.
Nikt z nas nie był na to przygotowany, więc improwizowałam. Zajęliśmy osobny stolik, żeby dorośli nie wyrywali dzieciom flamastrów i nie tłumaczyli, co tak naprawdę chciały powiedzieć. Na stole była duża mapa, ale ponieważ dzieciom trudno jest tak pracować, z głównego stołu przyniosłam model 3d. I zaczęło się.
Na początek dzieci zdecydowały, że samochody na placu są „trochę niepotrzebne”. Wrysowały za to dużo zieleni – na placu i dachach oraz dużo wody. Nie ograniczyły się do samego placu i zaplanowały pełno zabawy – zabawki, miejsca do uprawiania sportu i na pikniki, sklepy. Wymyśliły też miejsce, z którego sama bym chętnie korzystała, kiedy jestem przebodźcowana: park, w którym mogą się uspokoić, kiedy nie wiedzą jaką zabawkę wybrać w sklepie – mają tam być drzewa i dużo pięknie pachnących kwiatów. A kiedy już znudziły się planowaniem, rozeszły się do innych stołów, rozsiewając pomysły dalej.
„A jeśli wymyślą fontannę i zamek z siedmioma wieżami?„
Zwykle największą obawą dorosłych, kiedy wspominam o planowaniu przestrzeni z dziećmi, jest to, że ich pomysły będą nierealne. Zgadzam się, nie zrobimy czterech basenów, nawet jednego. Nie uda się też tyrolka, choć na fontannę akurat jest szansa. Jednak patrząc na moje wieloletnie doświadczenia z konsultacji – pod względem możliwości realizacji pomysły dzieci często nie różnią się od pomysłów dorosłych, którzy na przykład podczas warsztatów dotyczących terenu starej parowozowni w centrum miasta, zaproponowali lotnisko, bo tory skojarzyły im się z pasami startowymi.
Na szczęście formuła warsztatów charrette pozwala na to, aby wypowiedzieć wszystkie propozycje, a zadaniem projektantów nie jest przeniesienie ich 1:1, ale usłyszenie dlaczego np. dzieci chcą plażę i baseny i jakie naprawdę mają potrzeby. Następnie tłumaczą to na koncepcję, odpowiadającą na potrzeby wszystkich interesariuszy i przede wszystkim realia miejsca. I to działa, bo na spotkaniu podsumowującym warsztaty w parowozowni, pomysłodawca lotniska podziękował za uwzględnienie jego głosu, mimo, że na wypracowanym wspólnie projekcie nie znalazł się ani jeden pas startowy.
Słyszę cię
Kiedy słuchałam rozwiązań wypracowanych przez uczestników podczas wszystkich dni warsztatowych, uświadomiłam sobie, że te warsztaty były inne niż wszystkie, w których do tej pory uczestniczyłam. Właśnie dzięki oddaniu dzieciom jednego ze stołów pierwszego dnia. Po tym, jak opowiedziały pozostałym uczestnikom, jaki plac chciałyby widzieć, w głowach dorosłych zostały dodane do mapy równorzędnych użytkowników. Podczas kolejnych dni, mimo, że dzieci nie było na sali, dorośli pamiętali o ich potrzebach, wychodząc poza swoje 'ja’ i projektując rozwiązania nie tylko dla siebie, ale również dla innych.