Baba

Podczas jednej z konferencji rozmawialiśmy o tym, jak powinno wyglądać idealne miejsce dla dzieci. Uświadomiłam sobie, że powinno być jak kemping, gdzie dzieci mogą się bawić bez ograniczeń, mają towarzystwo innych dzieci, a jednocześnie na wyciągnięcie ręki są też dorośli – jeśli są głodne, mają problem lub potrzebują skorzystać z łazienki. Kiedy miałam 6 lat, doświadczyłam tego rodzaju doskonałości na wakacjach w Libii.

“Baba” to historia, którą pierwszy raz opowiedziałam 20 lat temu Khaledowi Mattawa, libijsko-amerykańskiemu poecie, którego wiersze wtedy tłumaczyłam dla Literatury na Świecie. Rok temu poprosił, abym opisała ją do publikacji “Album Libya” – zbioru wspomnień o Libii wydanego przez Arete Foundation for Arts and Culture jako stronę internetową oraz drukowaną książkę. Historia opowiada nie tylko o babie, ale też o wolności, nieskrępowanej zabawie i nieskrępowanym odkrywaniu.

BABA


Libijska historia mojej rodziny rozpoczęła się ponad 40 lat temu, kiedy mój tata, jak wielu polskich inżynierów i lekarzy w tamtym czasie, wyjechał tam do pracy. W 1978 rozpoczął dwuletni kontrakt przy budowie dróg, który pozwolił mu zarobić równowartość jego 30-letniej polskiej pensji.

Mając 6 lat spędziłam w Libii miesiąc z moją mama i siostrą bliźniaczką. Na co dzień tata był zakwaterowany w kompleksie na pustyni w Machili, ale na czas naszej wizyty otrzymał rodzinne mieszkanie w osiedlu baraków niedaleko Tamimi, które było bliżej cywilizacji – niedaleko Benghazi z lotniskiem, sklepami i sukiem.

Pracując wcześniej jako dyrektor w dużej państwowej firmie, kontrakt na pustyni wspomina jako ogromną przygodę, chociaż czasami burzliwą. Wśród Libijczyków na porządku dziennym było wożenie strzelb w bagażnikach samochodów, więc próby powstrzymania miejscowych przed korzystaniem z dróg, na których jeszcze nie zastygł asfalt, były ryzykowne.

Libia była także wielką przygodą dla mnie. Doświadczyłam wolności i magii, której wcześniej nie znałam. Osiedle było jak ogrodzona wioska, zamieszkana przez znane twarze. Pierwszy raz w życiu mogłam wychodzić sama i bawić się tak, jak chciałam, poznawać własnym przyjaciół. Pamiętam miejscowe zwierzęta – oślicę i psy, fascynujące zabawy wysuszonymi torebkami herbaty znalezionymi na osiedlowym śmietniku oraz dużymi pustynnymi chrząszczami – co, gdyby o tym wiedziała, byłoby absolutnie nie do zaakceptowania przez moją mamę.

Wciąż pamiętam magię trójkątnych topionych serków pakowanych w okrągłe pudełkach z obrazkiem czerwonej krowy, kolorowe słodycze w dużych słojach w wioskowym sklepie czy nieżywego skorpiona w słoiku po dżemie, którego dostałyśmy – bliźniaczki spod znaku skorpiona – od przyjaciela mojego taty i który natychmiast został nam odebrany, jako niebezpieczna zabawka. Absolutnie fascynującym dziełem inżynierii były samodzielnie robione żyrandole z pojemników po jajkach, które wisiały w barakach. Obozowy sklep otwarty był tylko kilka godzin dziennie, więc na zewnątrz zawsze stała kolejka, dla której razem z siostrą – dwie białowłose dziewczynki – szczęśliwe śpiewałyśmy piosenki, dyrygując i zachęcając czekających, by śpiewali razem z nami.

Jednak najważniejszy był czas spędzany z moim tatą, za którym bardzo tęskniłam. W Libii uczył mnie pisać i czytać. Pierwszym słowem, jakiego mnie nauczył była “baba”, bo składało się z dwóch pierwszych liter alfabetu. Dwadzieścia lat później mój arabski znajomy uświadomił mi, że po arabsku to słowo znaczy „tata”. Nieświadomie więc mój tata, w tym samie uczył mnie polskiego i arabskiego, łącząc Polskę i daleki kraj, który przez dwa lata był jego domem.

Dziś, po upływie kolejnych 20 lat, patrzę na żółtą kreskę na internetowej mapie – drogę, którą mój tata zbudował razem z ludźmi, którzy wciąż są jego przyjaciółmi. Piszę wspomnienie mojego pierwszego spotkania z Libią i myślę, jak wiele przez te 40 lat zmieniło się w moim życiu, życiu mojej rodziny i sytuacji obydwu  krajów.


Wersja arabska znajduje się tu.