Dzieci i ryby
Mój przyjaciel z Anglii, który połowę życia spędza w krajach skandynawskich zwrócił mi uwagę, kiedy określiłam dzieci jako mniej doświadczonych użytkowników przestrzeni miejskiej. Dzieci nie są mniej doświadczone, po prostu doświadczają inaczej.
Myślałam o tej rozmowie podczas wizyty w Radio Warszawa. Z okazji Dnia Dziecka Piotr Wróblewski zaprosił mnie, aby porozmawiać o dzieciach w przestrzeni miejskiej. Rozmowa pokazała, że rola dzieci w mieście jest odbiciem ich roli w społeczeństwie – szczególnie dobrze widać to teraz, podczas pandemii.
Europa i świat
Regularnie spotykam się z grupą Placemaking Europe Kids, która powstała po ubiegłorocznym Placemaking Week w Walencji. Często rozmawiamy o sytuacji dzieci podczas pandemii – ich doświadczeniach w czasie izolacji, ograniczeniach wprowadzonych w poszczególnych krajach.
W Finlandii i Norwegii rządy przygotowały specjalne wytyczne dotyczące opieki nad dziećmi podczas pandemii. W trosce o ich stan psychiczny zachęcano opiekunów, by znaleźli jedną rodzinę z dzieckiem i utrzymywali z nią stały kontakt. W Holandii place zabaw były cały czas otwarte. Te trzy kraje zorganizowały też specjalne konferencje skierowane do dzieci, podczas których przedstawiciele rządu tłumaczyli obecną sytuację.
Poza Europą najlepiej znany przykład zwracania się do dzieci przez przedstawicieli rządu to Nowa Zelandia, gdzie premier Jacinda Ardern zapewniła dzieci, że tak wróżka Zębuszka jak i wielkanocny królik to kluczowi pracownicy, nie obejmuje ich więc lock down i podczas pandemii normalnie wykonują swoje obowiązki. Wcześniej o wróżce Zębuszce mówił też prezydent Argentyny. Zapytany przez mamę małego chłopca o to, czy w czasie, kiedy wszyscy zmuszeni są siedzieć w domach wróżka może się swobodnie poruszać, na swoim twitterze zapewnił, że tak, ponieważ należy do kluczowych pracowników.
Stosunek państwa do dzieci widać także w przestrzeni miejskiej. Pierwsze przykłady jakie przychodzą mi do głowy są – tak jak mój przyjaciel – ze Skandynawii i Anglii. W Szwecji od początku 2020 roku Konwencja Narodów Zjednoczonych o Prawach Dziecka stała się obowiązującym prawem – oznacza to, że dzieci mają być traktowane jak równi obywatele i powinny być zapraszane podczas podejmowania decyzji na przykład dotyczących zagospodarowanie przestrzeni miejskiej. W swojej polityce transportowej Finlandia ma specjalną część poświęconą potrzebom dzieci. Londyn opublikował dokument „Making London Child-Friendly” sygnowany przez burmistrza.
Polska
A Polska? U nas stosunek do dzieci bardzo dobrze widać nawet bez pandemii. Dorośli konkurują z dziećmi o przestrzeń – potrafią przepychać się, aby ruszyć przed dzieckiem spod świateł na ścieżce rowerowej czy zablokować wyjście z tramwaju.
Teraz, w czasie pandemii, stało się to jeszcze bardziej widoczne. Mam wrażenie, że dzieci – wykluczone już z publicznego dyskursu – przy pierwszej nadarzającej się okazji eliminowane są również z przestrzeni publicznej. W związku z pandemią jeszcze niedawno obowiązywał u nas zakaz poruszania się bez opieki dla osób niepełnoletnich. 16 kwietnia zniesiono go względem młodzieży powyżej 13 roku życia. Młodsze dzieci „uwolniono” dopiero miesiąc później.
Odzwierciedleniem tego jest codzienne życie. Ze względów zawodowych śledzę temat powrotu do biur po pandemii. W jednym z artykułów przeczytałam o biurowcu, który w ramach środków prewencyjnych zakazał wprowadzania do budynku dzieci. Nie wiem jak ze zwierzętami, bo jeszcze na jesieni płynąc na fali well-beingu chwalił się, że mile widziane są tam psy. Czym dzieci sobie na to zasłużyły?
Nawet Ministerstwo Edukacji, które powinno troszczyć się o dzieci zapomniało, że dzieci to przede wszystkim ludzie. Bardzo dobrze widać to w ankiecie, którą przesłano rodzicom dzieci z klas 1-3 przy okazji badania ile osób jest zainteresowanych powrotem do szkoły. Żadne z pytań nie dotyczyło potrzeb dzieci. Ankieta jasno pokazywała, że w polskiej szkole nie chodzi o dzieci oraz że szkoła to nie jest miejsce socjalizacji czy nauki. To przechowalnia, gdzie rodzice mogą zostawić dziecko, aby świat dorosłych toczył się bez zakłóceń – podobnie jak zostawiają swój samochód czy rower w systemie „park &ride”. Dlatego, mimo że jestem przekonana, że nauczyciele w szkole moich dzieci postarają się im to wszystko wynagrodzić – bo są ludźmi, nie zdecydowaliśmy się uczestniczyć w tym eksperymencie.
Co dalej
Jednak dzieci nie miały jeszcze ostatniego słowa. Pomimo wszystkich którzy myślą, że dzieci nie trzeba słuchać, bo są nieznaczącą grupą społeczną i po prostu powinny się dostosować i wyrosnąć z dzieciństwa, dzieci mają coś do powiedzenia w swoich rodzinach. Znalazłam stare polskie badania dotyczące wpływu dzieci na decyzje zakupowe dorosłych. Może nie głosują i nie płacą podatków, ale decydują o tym, co kupują rodzice, również w przypadku kosztownych rzeczy. Zgodnie z badaniami Polskiego Programu Jakości Obsługi w 2013 roku ponad 23% dzieci współdecydowało o wyborze mieszkania, a 16% samochodu. Jestem przekonana, że dziś te wartości są wyższe.