Miłość, relacje i trochę zabawy w mieście

Nauczyłam się adaptować. Poruszając się po mieście stałymi trasami umiem się wyłączyć: mam duże słuchawki z ulubioną muzyką na trasę do pracy i książki w telefonie na dłuższe podróże. Czasem, gdy mam ochotę na odmianę, wybieram interakcję z ludźmi. A moje dzieci są tu i teraz i właśnie tu i teraz potrzebują zaspokoić swoją potrzebę ciągłej aktywności.

Dlatego miasto, aby być naprawdę zrównoważone musi zachęcać do zabawy. Ta teza, która była puentą mojego ostatniego wpisu oraz prezentacji podczas konferencji Child in the Sustainable City w Antwerpii, powtarzała się też podczas konferencyjnych wystąpień, szczególnie w kontekście smart city i technologii.

Sara Candiracci, Associate Director Arup International Development podczas sesji „Placemaking and co-creation” zwróciła uwagę, że inteligentne miasta są zbyt efektywne, zbyt nudne, a dzieci potrzebują zabawy i wolności w przestrzeni dobrej jakości. Maja Simoneti ze słoweńskiego Instytutu Polityki Przestrzennej (IPoP) w dyskusji po sesji „Inclusion and participation of children and youth”, w której występowałam (i z którą już jesteśmy umówione na Placemaking Week Europe w Walencji ?) zauważyła, że tak naprawdę dzieci do szczęścia nie potrzebują zaawansowanych technologii, ale przyjaciół, przestrzeni, natury i zabawy bez kontroli rodziców.

Zgadzam się z tym w 100% (choć przyznaję również, że moje dzieci mają o wiele bliższą relację z technologią niż ja – mimo, że to ja korzystam z niej częściej). Rozmawiając o inteligentnych rozwiązaniach często zapominamy, że technologia to jedynie narzędzie. Efekt naprawdę smart można osiągnąć również prostymi, konwencjonalnymi metodami. Ważne, by naprawdę spełniały potrzeby użytkownika. Nie zawsze musi to być najnowsza technologia, nieraz wystarczy przestawić szklankę w prawej na lewą stronę stołu (notabene, w znajdowaniu takich rozwiązań dzieci są najlepsze – jeśli ktoś wątpi to zapraszam do obejrzenia jednego z moich ulubionych filmów Mikaela Colville-Andersena).

Angażując przechodniów do aktywności można skorzystać z technologii i zrobić projekt taki jak piano stairs, stworzone w ramach kampanii Volkswagena „The Fun Theory”, który podczas swojego wystąpienia „Playable Cities… for Children?” przypomniał Anton Nijholt z holenderskiego Uniwersytetu Twente (m.in. autor książki na temat playable cities) albo narysować klasy na chodniku jak Dirty Data w hopscotch experiment i obserwować co się stanie. Anton zwracał jednak uwagę, że często tego typu działania, w tym zainaugurowany w Bristolu projekt Playable City angażują przede wszystkim dorosłych, a w przestrzeni potrzeba też projektów dla dzieci.

Ducha tych rozmów najlepiej oddał chyba Tullio Ponzi, Sekretarz Wykonawczy ds. Innowacji Miejskich w mieście Recife w Brazylii opowiadając o projekcie Mais Vida nos Morros. Swoje wystąpienie zaczął od podkreślenia, że w jego projekcie chodzi o miłość i relacje, a nie inteligentne miasto. Bo kiedy dzieci bawią się na zewnątrz, jest też tam cała rodzina, a to przekłada się na bezpieczeństwo i jakość okolicy.