Dlaczego dzieci nie decydują o przestrzeni, z której korzystają?

Dzieci wybierają nam samochody i ubrania – dlaczego nie decydują o przestrzeni, z której korzystają?

Przygotowując się do wystąpienia podczas seminarium “Children in the sustainable city” zastanawiałam się dlaczego dzieci są tak mało obecne w projektowaniu miast, których są przecież użytkownikami. Wróciłam pamięcią do rozmów z przyjaciółmi o tym jak duży wpływ ma opinia dzieci – nawet tych małych – na nasze decyzje zakupowe. Nie mówię tu o drobnych wydatkach typu dziecięce przekąski czy nawet ubrania. Dzieci współdecydują o wyborze samochodu, mieszkania, nie wspominając już o sposobie spędzania rodzinnych wakacji. W przypadku samochodu może nie ocenią parametrów silnika czy ekonomiczności, a jednak liczymy się z ich zdaniem, ponieważ traktujemy ich jak partnerów i równoprawnych użytkowników.

Usiadłam do internetu i znalazłam badania, które potwierdzają, że to szerszy trend. Zgodnie z ogólnopolskim badaniem Polskiego Programu Jakości Obsługi (2013) aż 96% rodziców przyznaje, że ich dzieci mają wpływ na to, co kupują i jakie decyzje zakupowe podejmują. Nie chodzi tylko o oczywiste rzeczy takie jak zabawki czy słodycze, ale również poważniejsze wydatki. Oprócz wspomnianego już sposobu spędzania wakacji (60,2%), zakupu mieszkania (23,1%) czy samochodu (16,7%), dzieci decydują między innymi o wyborze sprzętu komputerowego (70,4%), koloru ścian w mieszkaniu (40,5%), sprzętu RTV (25,4%) i AGD (12,3%), a nawet ubrań rodziców (12,8%).

A potem ci sami dorośli idąc do pracy np. przy projektowaniu miasta zakładają kapelusz poważnego profesjonalisty i w tej roli uznają, że sami lepiej zadecydują o tym, czego dzieci potrzebują w przestrzeni miejskiej. W konsultacjach dotyczących miasta dzieci praktycznie są nieobecne, chyba, że dotyczy to placów zabaw albo parków. Ale już podczas rozmów o przyszłości ulic czy placów nie uwzględnia się ich jako użytkowników tych miejsc.

Na pewno wyedukowany i empatyczny dorosły bez pomocy dziecka jest w stanie sprawić, by przestrzeń publiczna była bezpieczniejsza, pewnie też w wielu aspektach wygodniejsza. Ale czy będzie wiedział jak sprawić, by dzieci chciały z niej samodzielnie skorzystać? Moja dziesięcioletnia córka umie sama dojechać do szkoły, ale nie robi tego, bo znacznie lepiej bawi się jadąc do szkoły ze mną i młodszym bratem. Zresztą ja też chciałabym poruszać się w przyjaznej przestrzeni – nie tylko rozumianej jako bezpieczna i łatwo dostępna, ale przede wszystkim zachęcająca i zabawna. Tutaj nie będzie lepszego eksperta niż dziecko 🙂